Ta przejażdżka przez ponad 30 (!) adaptacji filmowych Stephena Kinga przywołuje wiele wspomnień z poprzednich wieczorów filmowych i motywuje do nadrobienia jednego lub drugiego przegapionego klasyka. Filmy takie jak „To”, „Carrie”, „Stark”, „Sleepwalkers”, „The Dark Zone”, „Langoliers”, „Misery”, „Pet Semantary” czy „Lśnienie” ukształtowały moją przerażającą młodość i kocham je do dziś . Odrobina hołdu jest zawsze możliwa:
Z ponad 30 wyemitowanymi w kinach filmami opartymi na jego twórczości, Stephen King jest najczęściej adaptowanym autorem w historii kina. Do tego stopnia, że „Stephena Kinga” stało się niemal odrębnym gatunkiem. Choć jego historie mogą sięgać od samochodów opętanych przez diabła po dojrzewanie, każdy film oparty na materiałach źródłowych Kinga ma w sobie tę szczególną esencję Stephena Kinga, którą trudno określić konkretnie. Dzieła Kinga są zwykle zapadające w pamięć i dość dziwaczne, ale zawsze jest w nich moralność. Zawsze można się czegoś nauczyć. A co najważniejsze, zawsze jest serce. Być może nie zawsze przekłada się to na ekran – adaptacje Kinga obejmują zarówno arcydzieła Kubricka, jak i niskobudżetowe katastrofy – ale wciąż wyczuwamy dziwnie piękne odciski palców płodnego autora.